Paris - marché

Dzisiejszą niedzielę mogę ze spokojem nazwać lazy sunday, bo we Francji też używa się tego stwierdzenia, jednak już próbując przełożyć to na francuski niech będzie paresseux dimanche. Właściwie całą spędziłam ją samotnie (wieczorem czeka mnie jeszcze wspólne wyjście do kościoła na Saint-Germain-des-Pres, a potem imprezka, także los się odmieni). Dzień ten wyjątkowo mi się podobał. Paryż to bardzo dobre miejsce do samotnego spędzania czasu: spacerując, czytając gazety i książki na którymś z metalowych krzeseł Ogrodu Luksemburskiego, przesiadując w parkach i kawiarniach... jednak nie dlatego jestem tak bardzo zadowolona. W trakcie samotnych voyages nareszcie udało mi się znaleźć idealne buty à la parissiene. Ale do tego wrócę za moment.
Tak, tak. To wszystko można kupić w tych przecudnych paryskich pâtisseriach... :) Nie grzeszę oryginalnością i do moich ulubionych zaliczam macarons roses avec de la confiture de fraise. Wracając do tematu lazy sundays.

Większość Paryżan zamiast samotnie, spędza swoje niedziele na spotkaniach towarzyskich w różnej formie. Czy to wspólny spacer po parku, kawa i makaronik w pâtisserie, obiad w restauracji, czy szampan na trawie. Ważne, żeby dobrze się bawić i odpoczywać. Wielu z nich wybiera także aktywną formę spędzania czasu, co się przejawia w tłumach biegających po Ogrodzie Luksemburskim. Jeszcze inna grupa osób woli zakupy. Jednak nie te standardowe, ponieważ we Francji wszystkie sklepy w niedzielę są zamknięte (kraj laicki i dla wszystkich jest to normalne, a u nas taka dyskusja o to...). Spora część Paryżan niedziele spędza na rozmaitych targach.

Niedziela w Paryżu to dzień targowy. Większość tzw. marchés jest otwieranych czy rozkładanych tylko w siódmy dzień tygodnia, a czasami nawet nie w każdy. W wielu miejscach profesjonalni kupcy i amatorzy (np. całe rodziny czy nastolatki) sprzedają swoje zdobycze vintage. W innych miejscach można natrafić na targi owocowo-warzywne, rybne, mięsne... można by długo wymieniać. Ja jednak skupię się na tych pierwszych.

Niestety, na samotne wycieczki nie wzięłam aparatu, dlatego nie udało mi się uchwycić tego na zdjęciach (choć nic straconego, bo na pewno jeszcze nie raz przejdę się wśród tych licznych kolorowych straganów, na razie zdjęcia targów, które zamieszczam pochodzą z sieci). Tak jak już mówiłam sprzedawcami są nie tylko profesjonalnie się tym zajmujące osoby, ale też, a właściwie przede wszystkim, pasjonaci, zbieracze oraz zwykli posiadacze rzeczy, które już im się nie podobają, a mogą się innym spodobać i przy okazji na tym zarobią. Przykładem takich sprzedawców na targach vintage są nastoletnie koleżanki, które uzbierały ze swoich szaf rzeczy, których już nie noszą i razem je sprzedają. Ja swoje buty kupiłam u bardzo sympatycznej rodziny, u której oprócz ślicznych włoskich butów można było znaleźć biżuterię i ubrania. Rzeczy są w bardzo różnych cenach, jednak zawsze odstają od tych sklepowych. Co mnie zaskoczyło pełno tam markowych ubrań z sieciówek typu ZARA. Także nic, tylko latać w niedzielę po najróżniejszych targach :)

Czas pochwalić się moim nabytkiem ;) Buty są skórzane, super wygodne i dobre rozmiarem. Typ sztybletów. Właściwie "nówki" i do tego zupełnie w stylu parisienne (choć made in Italy :p). Po prostu idealne!



A na koniec ze względu na to, że jest dzisiaj 26 maja, Dzień Matki:
Chère Mère! Des belles fleurs pour Toi à l'occasion de Ta fête!
A na koniec trochę delikatnej muzyki. Al Green i Let's stay together.

Brak komentarzy: